
Jak będzie wyglądało nasze życie, kiedy już się zestarzejemy? Czy spędzimy te ostatnie lata wśród grona bliskich nam osób? Czy raczej w pustym pokoju w domu starców, marząc o tym, aby ktoś dotrzymał towarzystwa i zadbał o nasze potrzeby? Która opcja jest lepsza? W swojej najnowszej powieści Mons Kallentoft opisuje, jak wygląda opieka nad ludźmi w podeszłym wieku, zabarwiając życie mieszkańców domu opieki odrobiną grozy i niebezpieczeństwa.
Pewnego dnia Tove, córka komisarz Malin Fors, odnajduje Konrada Karlssona wiszącego na kablu. Pierwsze dowody wskazują na to, że mężczyzna popełnił samobójstwo, mimo że był pełen życia i wcale nie spieszył się na drugi świat. Autopsja wykazuje, że było to zabójstwo, prawdopodobnie świadome. Tym razem Malin Fors musi wykazać się nie tylko umiejętnościami śledczymi, ale również doskonałą spostrzegawczością, odnajdując dowody oraz poszlaki dzięki przypadkowi.
Duchy wiatru to siódmy już tom cyklu o pani komisarz. Przyznam się szczerze, że wcześniej nie czytałam żadnej poprzedniej części, przez co obawiałam się, iż będę mieć problem ze zrozumieniem treści fabuły. Jednak tutaj sprawa ma się dwojako, ponieważ sam wątek śledztwa nie wymaga specjalnej wiedzy zaczerpniętej z poprzednich tomów. Jednak zgłębienie się w życie osobiste Malin już tak. Bohaterka często wspomina o dawnych kochankach, swoim uzależnieniu od alkoholu, chorym bracie i niesfornej córce. Ciężko jest zrozumieć te wszystkie nawiązania bez znajomości wcześniejszej fabuły.
Mons Kallentoft, opisując kolejne dochodzenie, skupia się przede wszystkim na sytuacji w domu spokojnej starości. Osoby tam pracujące są nieustannie zmęczeni, zabiegani, nie mają chwili wolnego. Głównie wynika to z braku odpowiedniego personelu oraz szefostwa, który czuwał by nad całą sprawą. Właściciel sieci nie przejmuje się zupełnie faktem, że czegoś mieszkańcom domu starości może brakować. Nieustannie oszczędza, powiększając przy tym liczbę zer na swoich prywatnych kontach bankowych. Pewnie dlatego dopada go karma, odbierając wszystko to, co kiedykolwiek kochał.
Duchy wiatru to nie jest dobry kryminał. Inaczej, jest to kryminał, po który nie można się wiele spodziewać, ponieważ same śledztwo jest bardzo krótkie i pozbawione istotnych poszlak. Do tego styl pisania autora wcale nie ułatwia i czytania. Lapidarne sformułowania, nieobecność zdań złożonych sprawiają, że czytelnik może po pewnym czasie odczuć znużenie. Tym bardziej, że właściwa akcja rozpoczyna się dopiero w połowie powieści. Głównie dlatego ciężki mi zrozumieć nieustanne porównywanie ze Stiegiem Larssonem czy Jo Nesbo, ponieważ ich powieści są zdecydowanie bardziej rozbudowane. W tym porównaniu proza Monsa Kallentofta wypada naprawdę słabo.
Godne uwagi jest jednak przeplatanie się narracji pierwszoosobowej z trzecioosobową. Z jednej strony mamy głównych bohaterów, których myśli trudno przeniknąć, a z drugiej tajemniczego człowieka, który komentuje te wszystkie wydarzenia, dorzucając od siebie nieustanne nawiązania do jakiegoś momentu życia danej postaci. Obecność bohatera-ducha pozwala oderwać się na chwilę od żmudnego i nieco nudnego śledztwa na rzecz filozofii życiowej.
Reasumując, kolejna powieść Monsa Kallentofta nie jest kryminałem z polotem. Nieskomplikowana fabuła, krótkie wypowiedzi bohaterów i nieustanne nawiązania do poprzednich tomów sprawiają, że można stracić ochotę na czytanie. Jednak każdy wątek jest doskonale skonstruowany i logiczny. Duchy wiatru to kolejna opowieść na dwa wieczory, odrobinę intrygująca, a w ogólnym rozrachunku całkiem znośna.

0 komentarze:
Prześlij komentarz